Dziś rano gdy tradycyjnie już buszowałam po facebooku, dostałam zaproszenie do znajomych od... Pawła. Dostaję wiele zaproszeń od starych znajomych, którzy po latach mnie odnaleźli, więc co w tym dziwnego? Paweł to jeden z ważniejszych duchów przeszłości. Nigdy nie byłam dobra w relacjach damsko-męskich. Peszyłam się na widok facetów, którzy mi się podobali, nie potrafiłam spojrzeć im w oczy i wciąż jak księżniczka czekałam na ich pierwszy krok. I to byłoby pół biedy, ale mój problem był poważniejszy - nigdy tego pierwszego kroku nie dostrzegałam jako pierwszego kroku, a raczej jako kumpelski miły gest. I dopiero gdy facet wprost pytał się, czy "chcę z nim chodzić", uświadamiałam sobie o co chodzi.
Pawła poznałam wieki temu, jeszcze w podstawówce. Jak on mi się wtedy podobał... Wiedziały o tym moje najlepsze psiapsióły, pewnie wiedział też i Paweł. Wiedziałam też, że ja podobam się Pawłowi. Lubił mnie a ja jego. Ale ani on, ani ja nie potrafiliśmy pokonać nieśmiałości, co w gruncie rzeczy było bardzo dziwne, bowiem Paweł w naszej paczce słynął raczej jako wygadany podrywacz, a ja też pod względem ciętej riposty nigdy nie pozostawałam w tyle. Tymczasem gdy zostawaliśmy sami, ani on ani ja nie potrafiliśmy z siebie nic wydusić. Unikaliśmy swoich spojrzeń, pociły nam się ręce.
Być może coś z czasem by z tego wyszło, ale w międzyczasie pojawił się wokół mnie inny, bardziej zdecydowany chłopak, który na chwilę skradł moje serce. W tym czasie Paweł też w ramach odwetu wrócił do dawnego "macho", zaliczając każdą panienkę. Ja poszłam do liceum, on do zawodówki. Nie wiadomo nawet kiedy został ojcem. Ja miałam po drodze kilka nieudanych związków. Czasem mijaliśmy się w mieście, mówiliśmy sobie cześć i na tym się kończyło.
No i dziś dostałam od niego zaproszenie. Napisałam pierwszą wiadomość. Odpisał. Jest zawodowym żołnierzem, sam wychowuje synka...
Czy jest nadzieja, by po tylu latach nam się udało? Czy w ogóle warto próbować na nowo tego, czego nie udało się jedenaście lat temu? Sama nie wiem, mam ogromny mętlik w głowie... Czas pokaże...
Łączna liczba wyświetleń
poniedziałek, 30 maja 2011
niedziela, 29 maja 2011
Coś się kończy, coś zaczyna...
Po wielu perypetiach wreszcie udało się zakończyć remont mojego mieszkanka - pomalowane ściany, ustawione meble, zaaranżowane dekoracje na ścianach, dobrane do tego zasłony... Słowem - mieszkam już w swoim wymarzonym, małym pałacu.
Remont mieszkania się co prawda zakończył, ale jednocześnie rozpoczyna się nowy etap mojego życia. Owszem, mieszkałam już samodzielnie, na własny rachunek, przez sześć lat w Szczecinie. Ale teraz jest to zupełnie inne mieszkanie - mimo że mam swoją paczkę przyjaciół, z każdym dniem wracając do domu czuję się coraz bardziej samotna. Dziwne to uczucie, gdy idąc do swojego mieszkania mijasz same szczęśliwe pary, małżeństwa z dziećmi... Czuję się tak, jakby wraz z każdym takim spotkaniem stopniowo przemijało moje życie, a szansa na założenie rodziny z każdym dniem malała...
Za dwa tygodnie, żeby coś z tym zrobić, przygarnę pieska - Miksera, który teraz rośnie pod czujnym okiem swojej mamy i czeka na mnie. Może dzięki niemu znów "zachce mi się żyć", wyjdę do ludzi... Bo nawet z tym mam ostatnio kłopot.
Remont mieszkania się co prawda zakończył, ale jednocześnie rozpoczyna się nowy etap mojego życia. Owszem, mieszkałam już samodzielnie, na własny rachunek, przez sześć lat w Szczecinie. Ale teraz jest to zupełnie inne mieszkanie - mimo że mam swoją paczkę przyjaciół, z każdym dniem wracając do domu czuję się coraz bardziej samotna. Dziwne to uczucie, gdy idąc do swojego mieszkania mijasz same szczęśliwe pary, małżeństwa z dziećmi... Czuję się tak, jakby wraz z każdym takim spotkaniem stopniowo przemijało moje życie, a szansa na założenie rodziny z każdym dniem malała...
Za dwa tygodnie, żeby coś z tym zrobić, przygarnę pieska - Miksera, który teraz rośnie pod czujnym okiem swojej mamy i czeka na mnie. Może dzięki niemu znów "zachce mi się żyć", wyjdę do ludzi... Bo nawet z tym mam ostatnio kłopot.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)