Łączna liczba wyświetleń

sobota, 24 grudnia 2011

Świąteczna depresja

Wczoraj w radiu mówili, że najwięcej młodych ludzi popełnia samobójstwo w święta. I wcale im się nie dziwię. Pełno udawanej życzliwości, a do tego "od serca" płynąc życzenia w stylu "Żebyś sobie wreszcie faceta znalazła", "bogatego męża", "już Ty wiesz czego" połączone z porozumiewawczym mrugnięciem oka, "żeby za rok było nas tutaj więcej" - ugh, szlag człowieka może normalnie trafić.
Ludzie, czy wy nie widzicie, że w ten sposób wcale nie okazujecie troski o swoich kochanych singli, tylko dajecie im łopatę, żeby sobie zaczęli kopać grób?! To naprawdę średnia przyjemność sluchać tego typu życzeń. To tak, jakby ktoś kto nie może mieć dzieci słyszał non stop "I żebyś w końcu urodziła", albo śmiertelnie chory "szybkiego powrotu do zdrowia" - to wszystko tylko z pozoru wydaje się miłe, ale choć raz postawcie się w naszej sytuacji. To, że jestem sama nie jest do końca moim wyborem. Wyszło jak wyszło, ok. I czasem jest mi z tym dobrze, a czasem wręcz przeciwnie. Życzenia tego typu odbieram jak jakąś durną presję "Znajdź sobie w końcu kogoś, lata lecą, zegar tyka, starą panną zostałaś". Jeśli mam go znaleźć, albo on mnie, znajdziemy się prędzej czy później. Jeśli nie - pozwólcie mi pogodzić się z tą rzeczywistością i nie wmawiajcie mi, że to, że nikogo nie mam jest sprzeczne z naturą, dziwne, niespotykane.
Nie wiem czy ktokolwiek to przeczyta, ale ulżyło mi. Teraz mogę iść z przylepionym do krwistoczerwonych ust uśmiechem na wigilię do babci i wysłuchiwać kolejnej porcji tego typu życzeń...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz