Pod koniec czerwca umówiłyśmy się z dziewczynami na zlot czarownic. Hektolitry alkoholu, bicie rekordów w piciu kamikaze i wydawaniu jednej wyplaty w ciągu jednego wieczora, słowem - totalne odreagowanie. Zbyt totalne. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, pod koniec imprezy zawsze znajdą się chętni idioci gotowi postawić kolejnego drinka i odprowadzić do domu, wyobrażając sobie, że po drodze przeżyją wyjątkową erotyczną przygodę. Tak było i w tym przypadku.
Jednak gdy już miałam wstać i zgodzić się na odprowadzenie do domu przez jakiegoś nadętego faceta (z czego wcale dumna nie jestem), nie wiadomo skąd pojawił się ON - wyrósł tuż za mną, złapał mnie za rękę i stanowczo powiedział, że ja idę z NIM. Nogi ugięły mi się z wrażenia i wciąż się zastanawiałam, czy to tylko pijackie wizje, czy naprawdę spełnia się mój sen... Mój najprzystojniejszy na świecie sąsiad, który spodobał mi się gdy tylko się wprowadziłam, stanął w mojej obronie i prowadził mnie do domu. Wspólna podróż taksówką, a później szereg zdarzeń, które nie powinny mieć miejsca - zatrzaśnięcie kluczy w domu i noc pod gołym niebem, gorący seks w jego aucie, a rano czekanie aż ktoś otworzy drzwi od klatki, żebym mogła wrócić do domu...
Jednorazowa wakacyjna przygoda. Czysty seks i nic więcej. Tak miało być. Tak by było o niebo prościej. Tymczasem już na drugi dzień do mnie zadzwonił, znów się spotkaliśmy, i znów, i znowu. Na początku było prosto - zapalone światło, seks rodem z filmów porno, żadnych poważniejszych uczuć. Ale z czasem zaczął przychodzić tylko po to, by porozmawiać, posiedzieć, przytulić się. Wspólne gotowanie, kolacje przy świecach, mieszkanie z sobą przez cały weekend...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz