Pierwszy dzień diety minął w miarę bezboleśnie. W miarę, bo o ile udało się wagowo z posiłkami, to jednak kolacja okazała się być zdecydowanie za wcześnie jak dla mnie - 18.00 dla kogoś, kto do północy co najmniej siedzi przed komputerem, to samobójstwo. W związku z tym niestety - w ruch poszła garść orzechów włoskich, a później... 4 cukierki...
Jutro będę musiała wydłużyć trochę odstępy między posiłkami, żeby kolacja była przynajmniej o 19.00, a max. 20.00...
Łączna liczba wyświetleń
wtorek, 10 stycznia 2017
niedziela, 8 stycznia 2017
Podejmuję wyzwanie - po raz kolejny...
Moje postanowienia noworoczne zawsze mają 1-2 tygodnia opóźnienia, w czasie których dojrzewają i nabierają kształtów. A ponieważ w ostatnim czasie ja sama nabrałam kształtów coraz bardziej przypominających kulę, w tym roku postanowiłam wziąć się za siebie. Po raz kolejny przeprosiłam się z dietą opracowaną rok temu przez panią dietetyk (której notabene nigdy nie udało mi się przejść do końca), odkurzyłam też płytę z ćwiczeniami Chodakowskiej - zanim wrócę na siłownię muszę wrócić do formy sprzed mojej ostatniej przerwy, czyli nadrobić jakieś pół roku w miesiąc.
Co z tego wyjdzie - nie wiem. Mam tylko nadzieję, że tym razem konsekwencji mi nie zabraknie i nie poddam się po kilku tygodniach.
Dziś przygotowałam już część posiłków na jutro, żeby nie mieć żadnej wymówki. Opracowałam też listę zakupów na dania na pojutrze. Trzymajcie kciuki! :)
czwartek, 5 stycznia 2017
Wierzycie w anioły?
Czy wierzycie w anioły? A dokładnie w Aniołów Stróżów? Dawno, dawno temu, gdy po raz pierwszy dość poważnie posypał mi się świat i po wypowiedzeniu z dnia na dzień desperacko szukałam pracy, przypadkiem trafiłam do bardzo dziwnego pracodawcy... Rozsyłałam swoje CV po wszelkich możliwych wydawnictwach, drukarniach i studiach reklamy i przypadkowo trafiłam do niewielkiego, położonego kompletnie na uboczu, rodzinnego wydawnictwa. Jego właściciel, bardziej chyba z zaskoczenia, że ktokolwiek znalazł jego firmę i chciał tam aplikować niż z braku pracowników, zaprosił mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Już po kilku minutach uświadomiłam sobie, że kompletnie nie mam kwalifikacji, żeby tam pracować, bo wszystko, o czym mówi, jest dla mnie czarną magią.
- To czym właściwie mogłaby się Pani u mnie zajmować?
- Wydaje mi się, że jedyne, w czym mogłabym się nie skompromitować, to korekta książek... - powiedziałam lekko zażenowana swoim brakiem wiedzy. Później dowiedziałam się że pracy dla mnie aktualnie nie ma, ale właściciel wyglądał na dość mocno przejętego moim losem, bo obiecał, że jak tylko coś znajdzie, odezwie się.
Kilka dni później otrzymałam pierwszą książkę do korekty. Dzięki niej udało mi się stanąć na nogi. Później pojawiła się kolejna, która zapoczątkowała moją dobrą passę. Mimo że to zdarzenie miało miejsce wiele lat temu, do dziś utrzymujemy kontakt i jestem mu bardzo wdzięczna za pomoc.
I co ciekawe, w chwilach, gdy świat zawodowy zaczyna mi się walić na głowę, wszystko leci na łeb na szyję. do dziś nagle pojawia się pan Jot z jakimś drobnym zleceniem. Tak było i teraz. Niespodziewany telefon, chwilę po tym, jak straciłam pracę.
- Nie wiem, czy ma Pani teraz czas...
- Ostatnio czasu wolnego mam aż nadto...
- Tak się domyśliłem po Pani postach.
I jest kolejne zlecenie. Znów mój "anioł", który pojawił się nie wiadomo skąd, ratuje mi tyłek. Dziękuję...
- To czym właściwie mogłaby się Pani u mnie zajmować?
- Wydaje mi się, że jedyne, w czym mogłabym się nie skompromitować, to korekta książek... - powiedziałam lekko zażenowana swoim brakiem wiedzy. Później dowiedziałam się że pracy dla mnie aktualnie nie ma, ale właściciel wyglądał na dość mocno przejętego moim losem, bo obiecał, że jak tylko coś znajdzie, odezwie się.
Kilka dni później otrzymałam pierwszą książkę do korekty. Dzięki niej udało mi się stanąć na nogi. Później pojawiła się kolejna, która zapoczątkowała moją dobrą passę. Mimo że to zdarzenie miało miejsce wiele lat temu, do dziś utrzymujemy kontakt i jestem mu bardzo wdzięczna za pomoc.
I co ciekawe, w chwilach, gdy świat zawodowy zaczyna mi się walić na głowę, wszystko leci na łeb na szyję. do dziś nagle pojawia się pan Jot z jakimś drobnym zleceniem. Tak było i teraz. Niespodziewany telefon, chwilę po tym, jak straciłam pracę.
- Nie wiem, czy ma Pani teraz czas...
- Ostatnio czasu wolnego mam aż nadto...
- Tak się domyśliłem po Pani postach.
I jest kolejne zlecenie. Znów mój "anioł", który pojawił się nie wiadomo skąd, ratuje mi tyłek. Dziękuję...
wtorek, 3 stycznia 2017
Jestem lewakiem
Kilka dni temu skończyłam czytać książkę Roberta Biedronia "Pod prąd", która otworzyła mi oczy na wiele spraw, których wcześniej nie potrafiłam nawet zdefiniować.
Choć pochodzę z bardzo katolickiej rodziny (ojciec katecheta i szafarz), coraz częściej miałam problemy z pogodzeniem wiary, Kościoła Katolickiego i państwa. Czarę goryczy przelały ubiegłoroczne wybory wygrane przez PiS i wprowadzane przez nich ograniczenia i próby ograniczeń - zmiana ustawy antyaborcyjnej, wycofanie programu in vitro itp.
Doszłam do wniosku, że władze państwa powinny być ponad wyznaniami i ugrupowaniami, bo przecież reprezentują całe państwo, a nie tylko katolików, czy emerytów.
Biedroń idealnie sformułował to, co przez wiele lat chodziło mi po głowie, jednocześnie wyjaśniając, że właśnie na takich postulatach opiera się lewica. Nieco więc skonsternowana (bo w domu lewica była złem ostatecznym), po kilku dniach refleksji z dumą mówię: Tak, jestem lewakiem! Zależy mi na państwie świeckim, które szanować będzie każde wyznanie i będzie gotowe do podjęcia dialogu z wyznawcami różnych religii, nie będzie dyskryminowało gejów, lesbijek, a pomoc będzie niosło tym, którzy będą jej potrzebowali, a nie - jak np. w przypadku 500 plus - wszystkim jak leci, bo to jest czysty populizm i kiełbasa wyborcza.
Choć pochodzę z bardzo katolickiej rodziny (ojciec katecheta i szafarz), coraz częściej miałam problemy z pogodzeniem wiary, Kościoła Katolickiego i państwa. Czarę goryczy przelały ubiegłoroczne wybory wygrane przez PiS i wprowadzane przez nich ograniczenia i próby ograniczeń - zmiana ustawy antyaborcyjnej, wycofanie programu in vitro itp.
Doszłam do wniosku, że władze państwa powinny być ponad wyznaniami i ugrupowaniami, bo przecież reprezentują całe państwo, a nie tylko katolików, czy emerytów.
Biedroń idealnie sformułował to, co przez wiele lat chodziło mi po głowie, jednocześnie wyjaśniając, że właśnie na takich postulatach opiera się lewica. Nieco więc skonsternowana (bo w domu lewica była złem ostatecznym), po kilku dniach refleksji z dumą mówię: Tak, jestem lewakiem! Zależy mi na państwie świeckim, które szanować będzie każde wyznanie i będzie gotowe do podjęcia dialogu z wyznawcami różnych religii, nie będzie dyskryminowało gejów, lesbijek, a pomoc będzie niosło tym, którzy będą jej potrzebowali, a nie - jak np. w przypadku 500 plus - wszystkim jak leci, bo to jest czysty populizm i kiełbasa wyborcza.
Reaktywacja - miło nie będzie
Po prawie roku przerwy postanowiłam reaktywować bloga. Sprowokowały mnie do tego m.in. bieżące wydarzenia w kraju, za granicą oraz w moim życiu. Uprzedzam - będzie momentami bardzo politycznie, krytycznie i ostro. Ale mam nadzieję, że mimo upływu czasu i zmiany stanu cywilnego nadal będzie błyskotliwie i dowcipnie. Gotowi?
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)