Gdyby kilka lat temu ktoś mi powiedział, że zainteresuję się polityką, popukałabym się w czoło i oburzona poszła dalej. W szkole słynęłam z ignorancji historycznej, układ chronologiczny był dla mnie prawdziwą katorgą, a pomylenie Jana III Sobieskiego ze Stefanem Batorym, czy Lenina ze Stalinem było na porządku dziennym.
I nagle dzięki szeregowi dziwnych zdarzeń zostałam dziennikarką. Na początku z wielkim trudem przychodziły mi analizy przyczyn i skutków lokalnej polityki, z czasem jednak nabrałam na tyle wprawy, że zaczęłam rozumieć konkretne mechanizmy napędzające i hamujące rozwój gospodarczy i finansowy nie tylko w naszym powiecie, ale i szerzej.
Ale do rzeczy. Dziś żyjemy w czasach, gdy cały rząd wraz z prezydentem i premier na czele należy do jednej partii. Mało tego, zaczęła się stopniowa wymiana przedstawicieli samorządów lokalnych, a nawet takich instytucji jak Prokuratura na członków lub sympatyków Prawa i Sprawiedliwości. Miesięcznice smoleńskie, choć nie są świętem rządowym, przygotowywane są z udziałem wojska, policji, a ostatnio nawet snajperów stojących na straży bezpieczeństwa polityków PiS.
I w takich oto realiach młody chłopak jadąc prawidłowo przez skrzyżowanie dokonuje potrącenia wymijającej go na podwójnej ciągłej kolumny rządowej z panią premier. Tego samego dnia zostaje zatrzymany, choć wystarczyłoby jedynie spisać dane kierowcy do postępowania, kilka godzin później przyznaje się do winy, o czym rzekomo dowiaduje się z ust policjanta w wydaniu Wiadomości, bowiem sam uważa, że jest niewinny.
Czy w takiej sytuacji ten chłopak może liczyć na normalny, uczciwy proces? W sytuacji, gdy wszyscy wokół są z PiS i od roku tworzą propagandę sukcesu, więc o przyznaniu się do ich winy nie może być mowy? Jakiś czas wcześniej kolumna rządowa z ministrem MON ulega wypadkowi. Prawdopodobna przyczyna - nadmierna prędkość. Sprawa dalej jest w prokuraturze. Nikt nic więcej nie wie.
Ale wróćmy do chłopaka - widząc to wszystko opozycja proponuje mu pomoc. W głównym wydaniu Wiadomości na TVP1 dziennikarz komentuje ten gest jako... zachętę opozycji do działań mających na celu spowodowanie wypadku, w uproszczeniu - nawołuje do zamachu na rząd.
Po raz pierwszy od bardzo dawna mam wszechogarniające poczucie beznadziejności. Czuję się jakbym zapadała się z mule i nic nie mogła zrobić. I o ile jeszcze na początku wierzyłam, że protesty coś mogą zdziałać, że warto wychodzić na ulice, teraz czuję, że niezależnie od tego co się zrobi i tak wygra PiS, który jest wszędzie, na każdym niemal stanowisku, rządzi mediami, rządzi Prokuraturą, ma w garści policję i wojsko...
Zaraz wyjeżdżam do pracy. I modlę się, żeby przypadkiem rządowa kolumna nie przejeżdżała obok, bo nawet jeśli będę jechała przepisowo jak na egzaminie, nie będę w stanie w razie czego się wybronić...
Łączna liczba wyświetleń
poniedziałek, 13 lutego 2017
środa, 8 lutego 2017
czwartek, 2 lutego 2017
Człowiek- samotna wyspa
Kiedy człowiek jest daleko, w tak zwanej bezpiecznej odległości, a więc z dużym prawdopodobieństwem, że nie odwiedzi drugiego z dnia na dzień, ludzie bardzo chętnie go zapraszają i zapewniają o otwartym domu o każdej porze dnia i nocy. Problem pojawia się, gdy zaproszenie zostaje przyjęte i nagle się urealnia...
Nagle uświadamiasz sobie, że masz pierwszy od dawna wolny weekend i przypominasz sobie o bardzo bliskich znajomych, z którymi od dawna nie miałeś kontaktu, bo dzielą was setki kilometrów. Myślisz - a co tam, pojadę! Dzwonisz. Po drugiej stronie słuchawki wielka radość, wszyscy się cieszą. Dzień przed wyjazdem odbierasz telefon, że jednak nie, jednak nie tym razem, bo praca, bo facet, bo...
Nie przejmujesz się, bo przecież masz jeszcze dużo innych znajomych. Dzwonisz do kolejnych. Znowu to samo - przez telefon wielka radość, a chwilę później wiadomość, że może jednak przyjedź innym razem, bo teraz bez sensu, bo za krótko, bo nie w porę...
Zabawne, że dużo łatwiej taką wiadomość przekazać pisemnie niż przez telefon. Mniej zabawne, że jeszcze kilka lat temu wpadało się do przyjaciół bez zapowiedzi, czasem nawet na kilka dni i nikomu to nie przeszkadzało. Dziś nawet do własnej siostry musisz się zaanonsować, bo każdy ma przecież swoje życie i swoje plany na każdy dzień. Nikogo za to nie winię, sama też nie lubię niezapowiedzianych wizyt. Smutne jednak jest to, co się z nami stało - dużo chętniej spotykamy się na Facebooku, rozmawiamy przez Skype, niż widzimy się w realu, przy prawdziwej kawie, piwie, bez komórki...
Ostatecznie, mimo kilkuset znajomych na Facebooku i w rzeczywistości, pierwszy od dawna wolny weekend spędzę w domu, na sprzątaniu, praniu i zmywaniu...
Nagle uświadamiasz sobie, że masz pierwszy od dawna wolny weekend i przypominasz sobie o bardzo bliskich znajomych, z którymi od dawna nie miałeś kontaktu, bo dzielą was setki kilometrów. Myślisz - a co tam, pojadę! Dzwonisz. Po drugiej stronie słuchawki wielka radość, wszyscy się cieszą. Dzień przed wyjazdem odbierasz telefon, że jednak nie, jednak nie tym razem, bo praca, bo facet, bo...
Nie przejmujesz się, bo przecież masz jeszcze dużo innych znajomych. Dzwonisz do kolejnych. Znowu to samo - przez telefon wielka radość, a chwilę później wiadomość, że może jednak przyjedź innym razem, bo teraz bez sensu, bo za krótko, bo nie w porę...
Zabawne, że dużo łatwiej taką wiadomość przekazać pisemnie niż przez telefon. Mniej zabawne, że jeszcze kilka lat temu wpadało się do przyjaciół bez zapowiedzi, czasem nawet na kilka dni i nikomu to nie przeszkadzało. Dziś nawet do własnej siostry musisz się zaanonsować, bo każdy ma przecież swoje życie i swoje plany na każdy dzień. Nikogo za to nie winię, sama też nie lubię niezapowiedzianych wizyt. Smutne jednak jest to, co się z nami stało - dużo chętniej spotykamy się na Facebooku, rozmawiamy przez Skype, niż widzimy się w realu, przy prawdziwej kawie, piwie, bez komórki...
Ostatecznie, mimo kilkuset znajomych na Facebooku i w rzeczywistości, pierwszy od dawna wolny weekend spędzę w domu, na sprzątaniu, praniu i zmywaniu...
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)