Randka. Pierwsza od 18 miesięcy. Boję się, że zapomniałam już co się robi na randkach, jak to będzie...?
Jak zawsze kiedy mam wolne, mój nadpobudliwy pies wyciągnął mnie na dłuższy spacer po lesie. A że każda w miarę normalna trasa wiedzie obok domu Krisa, dzisiaj również musiałam tamtędy przejść. Na podwórku był tylko ich wielki pies, który szczekał na widok mojego Młodego. Pobiegliśmy w stronę lasu, później piesek pobiegał po żwirowni, aż w końcu nadszedł czas do domu. Już z daleka zobaczyłam na podwórku tak dobrze mi znaną postać. - Opanuj się, nie zachowuj się jak dziecko - mówiłam do siebie starając się nie tracić głowy. - Cześć! - usłyszałam radosne dobiegające od strony podwórza. Kris stał za płotem i znów szczerzył te swoje piękne zęby. - Cześć! - odpowiedziałam równie radosnym tonem i z szerokim uśmiechem na ustach.
- Gdzie pędzisz?
- Do domu. - ależ ja jestem inteligentna...
- O nie, tym razem nie pozwolę Ci uciec! - Jednym podskokiem przeskoczył płot i stał już obok mnie. - Z chęcią Cię odprowadzę jeśli nie masz nic przeciwko. - Stałam oszołomiona i z tępym uśmiechem wpatrywałam się w niego jak w obrazek. Byłam przekonana, że takie akcje to tylko w bajkach się dzieją. Ponieważ droga nie była zbyt długa, co chwila się zatrzymywaliśmy, żeby ją wydłużyć. Mój szalony pies co chwila podskakiwał i brudził gliną jego wyprasowane czarne spodnie. - Nic nie szkodzi, przecież to strój roboczy. - próbował bagatelizować.
Podczas gdy on opowiadał o swoim życiu, w mojej głowie kłębiły się tysiące myśli. W końcu gdy dowiedziałam się, że Kris jutro wraca do siebie, zapytałam niepewnie, czy nie miałby ochoty wpaść dzisiaj wieczorem na kawę. - Teraz Cię nie wpuszczę, bo mam straszny bałagan... - powiedziałam szczerze. Znów się uśmiechnął. - Naprawdę, mogę przyjść? - zapytał równie niepewnie. - Tak, jasne. - gdzie moja pewność siebie?! Uśmiechnął się szeroko. - A kawę mam przynieść?
- Nie, kawę jeszcze mam... - odpowiedziałam cicho, bardzo szczęśliwa.
Boże, czy my na pewno o kawie mówiliśmy? Co prawda nie umówiliśmy się na konkretną godzinę, ale... no własnie, może przyjść o każdej porze. Zaczynam świrować. Nigdy nie wiem jak się zachować w takich sytuacjach, o czym rozmawiać? O czym nie rozmawiać?
Wiem, najważniejsze to być sobą... łatwo powiedzieć... A może w ogóle nie przyjdzie...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz