Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 29 grudnia 2011

Czekając na Godota całe życie możemy przeczekać...

No i był. Przyszedł. Z chwilą gdy przekroczył próg, gdy się uśmiechnął, gdy zdjał kurtkę i poczuł jak u siebie, cały stres minął. Wszystkie było takie naturalne. Pierwszy raz od 8 lat, odkąd się znamy, zamieniliśmy z sobą tyle zdań, spędziliśmy tyle czasu. Cztery godziny rozmowy, o wszystkim. O rodzinie, o pracy, planach na przyszłość, wspomnieniach z przeszłości.
Z mojej strony 8 lat wzdychania do poduszki, pisania wierszy i... zero sygnału, że mi się podoba. Sama obecność jego sprawiała, że mnie paraliżowało, onieśmielał mnie, wydawał się taki niedostępny.
Jak się okazało - on też nigdy do mnie nie zagadał, bo... był przekonany, że nie jestem zainteresowana.
Jak my sami potrafimy sobie życie komplikować. Nikt by lepszego scenariusza nie wymyślił...
A teraz? Spotykamy się po kilku latach, mądrzejsi, bardziej świadomi, bardziej zdystansowani i tym samym bardziej odważni i co? I okazuje się, że gdyby tylko kilka lat temu któreś z nas zrobiło pierwszy krok, być może życie potoczyłoby się inaczej. A tak? On nie wróci nigdy do Zet, bo nie ma tutaj żadnych perspektyw, ja nie wrócę do Szczecina, bo za dużo spraw trzyma mnie w Zet, on chcąc się ustatkować znalazł sobie kogoś w Szczecinie, ja... Ja z każdym dniem mam coraz bliżej do tego, by umrzeć starą panną...
Ech, popieprzone to życie. Dlatego jeśli to czytasz, nie popełnij tego błędu co ja - idź na żywioł, nie czaj się z uczuciem - jeśli ktoś Ci się podoba, idź za głosem serca, a na pewno nie próbuj tego ukrywać, żeby broń Boże się nie domyślił... Nawet jeśli się dowie i nie odwzajemni go, to co? Nie ma chyba nic gorszego niż po 8 latach dowiedzieć się, że wszystko mogło się inaczej ułożyć, gdybyśmy tylko wiedzieli o swoich uczuciach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz