Kilka dni temu skończyłam czytać książkę Roberta Biedronia "Pod prąd", która otworzyła mi oczy na wiele spraw, których wcześniej nie potrafiłam nawet zdefiniować.
Choć pochodzę z bardzo katolickiej rodziny (ojciec katecheta i szafarz), coraz częściej miałam problemy z pogodzeniem wiary, Kościoła Katolickiego i państwa. Czarę goryczy przelały ubiegłoroczne wybory wygrane przez PiS i wprowadzane przez nich ograniczenia i próby ograniczeń - zmiana ustawy antyaborcyjnej, wycofanie programu in vitro itp.
Doszłam do wniosku, że władze państwa powinny być ponad wyznaniami i ugrupowaniami, bo przecież reprezentują całe państwo, a nie tylko katolików, czy emerytów.
Biedroń idealnie sformułował to, co przez wiele lat chodziło mi po głowie, jednocześnie wyjaśniając, że właśnie na takich postulatach opiera się lewica. Nieco więc skonsternowana (bo w domu lewica była złem ostatecznym), po kilku dniach refleksji z dumą mówię: Tak, jestem lewakiem! Zależy mi na państwie świeckim, które szanować będzie każde wyznanie i będzie gotowe do podjęcia dialogu z wyznawcami różnych religii, nie będzie dyskryminowało gejów, lesbijek, a pomoc będzie niosło tym, którzy będą jej potrzebowali, a nie - jak np. w przypadku 500 plus - wszystkim jak leci, bo to jest czysty populizm i kiełbasa wyborcza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz