W tej kwestii nigdy nie układało mi się jakoś rewelacyjnie. Zawsze trafiałam na "beznadziejne przypadki", z którymi budowałam same skomplikowane związki, nie mające najmniejszych szans na przetrwanie. Przykładem może być choćby Mariusz, z którym współpracowałam z gazecie, czy Paweł - 21 lat starszy ode mnie stary kawaler, z którym, choć bardzo chciałam sobie życie ułożyć, nie wyszło.
Mam 27 lat, psa i żółwia.
Nie mam męża, dzieci, narzeczonego, faceta.
Mam mieszkanie, comiesięczne rachunki do opłacenia, dobrą pracę.
Nie mam czasu dla przyjaciół, by zjeść obiad, umyć okna.
Mam za to niewyobrażalny bałagan, zarówno w mieszkaniu, jak i w głowie...
Czuję, że niestety, znów, z kolejnym dniem coraz bardziej zanurzam się w jakimś beznadziejnie chorym układzie... Staram się nie zaangażować, ale gdy do tego dochodzę, przeważnie jest już za późno... Cieszy mnie możliwość rozmowy z nim każdego dnia, ukradkowe maile, przypadkowe spojrzenia, półsłówka. Jego poczucie humoru, jakże bardzo zbliżone do mojego, dystans do świata i samego siebie... Tylko... co dalej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz