Rozpoczął się kolejny etap. Badanie na ile możemy sobie pozwolić. Przekraczanie kolejnych granic. Uwielbiam tą adrenalinkę, czy już przekroczyłam czerwoną linię, czy na razie tylko ją naciągnęłam...
Piątek w pracy nie był zbyt fortunny. Afera na parterze spowodowała, że pierwszy raz widziałam Go tak przybitego i zdenerwowanego.
Cały dzień chodził naładowany, wzywał na dywanik kolejne osoby. Dzień wcześniej przydzielił mi plan do wykonania, z wartościami zupełnie nierealnymi, za to w miejscu, gdzie inni mają najniższy wskaźnik, podwoił mi go.
Napisałam więc.
- Wczoraj widziałam plan. Oczywiście akceptuję (bo i jak inaczej) i dziękuję za ten podwójny wskaźnik. Pozdrawiam serdecznie :)
Po chwili odpowiedź.
- Wartości będą pomniejszone o korektę, proszę się nie martwić. Wskaźnik taki każdy nowy pracownik otrzymuje, nie jest to moją zasługą. Nie ukrywam, że po tym, co zobaczyłem w czasie ponad miesiąca, bardzo na Panią liczę. Z Pani predyspozycjami i dotychczasowym zaangażowaniem może Pani naprawdę wiele osiągnąć w tej pracy...
Liczy na mnie... Ładnie podziękowałam i oczywiście zapewniłam, że zrobię co w mojej mocy by wyniki były jak najlepsze. A On: - Ale ja wcale nie mam na myśli wyników, choć one również są ważne...
Więc co???? W jakiej kwestii na mnie liczy?
Podesłałam mu kilka propozycji zdobycia nowych klientów, łącznie z wyjściem na ulice w stroju maskotki firmowej z ulotkami.
W końcu, po raz pierwszy dzisiaj się uśmiechnął. Przechodził przez korytarz, spojrzał na mnie i rzucił mi ten swój szczery cudny uśmiech. Powinien się zdecydowanie częściej uśmiechać.
Na koniec pracy wysłałam mu kolejnego maila, z życzeniami spokojnego weekendu.
Cały dzień się w sumie nie widzieliśmy, ale rozmawialiśmy z sobą znacznie więcej niż ostatnio.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz