Ósma rano. Na dworze istne oberwanie chmury, zza strug deszczu niewiele widać. Droga jest prawie pusta, bo i komu chciałoby się wypuszczać w taką pogodę... Na mokrym asfalcie jeden czarny potężny skuter, który przy tej pogodzie wcale tak potężnie nie wygląda. Na skuterze, w żółtej kamizelce, przemoczonej czarnej kurtce i potężnej skórzanej skorupie na nogi - ja...
Nawet w taką pogodę trudno mi byłoby zrezygnować z tej przyjemności, jaką jest jazda na skuterze...
W strugach deszczu, z kaskiem pod pachą, w spodniach dodających mi co najmniej 15 kg, stoję pod pracą i czekam aż On otworzy drzwi.
Na mój widok spojrzał na mnie z lekką dezaprobatą, pokręcił z politowaniem głową i bez słowa włożył klucz.
30 sekund później stoję przed nim w czarno-białej spódnicy (pierwszy raz odkąd mnie poznał widzi moje nogi), z czarnym szerokim pasem podwyższającym stan, w zgrabniutkich szpilkach, białej koszuli i czarnym podkreślającym talię sweterku. Biorąc pod uwagę dotychczasową bezpłciową czarną za dużą marynarkę i spodnie na kant, zmiana piorunująca. (W końcu pół nocy myślałam nad kreacją...)
Nie sądziłam jednak, że aż tak piorunująca...
Na mój widok mój wspaniały szef... schował się do swojego gabinetu. Dosłownie - schował się. Chwilę później wszedł do mojego gabinetu. - Tutaj są sprawy, które mogłaby Pani dzisiaj przejrzeć. - powiedział zostawiając mi na biurku karteczkę. Halo! Ja jestem, możesz mi to powiedzieć osobiście, patrząc na mnie! - tłukło się gdzieś w mojej duszy.
Koleżanki z pracy były zachwycone moim nowym wizerunkiem. W sekretariacie zrobiłyśmy sobie zlot czarownic i wszystkie podziwiały mój strój. - Kochana, jakie Ty masz zgrabne nogi, powinnaś cały czas w spódnicach chodzić - usłyszałam od jednej z nich. Usłyszał to też on. - Ekhm, widzę, że tłoczno coś dzisiaj tutaj... - rzucił tylko przechodząc koło mnie.
W połowie dnia dostałam z regionu informację o szkoleniu. Niestety, w związku ze zbyt krótkim stażem, nie było mnie na liście. Poszłam więc do dyrektora i zasugerowałam, że dobrze by było, gdybym również pojechała na te warsztaty. - Nawet powinna Pani! Dziwię się, że nie dostała Pani skierowania. - dodał z uśmiechem.
Wysłałam więc maila zgłoszeniowego, również do Jego wiadomości.
Nie omieszkał zwrócić mi uwagi, że nie zachowałam standardu korespondencji wykorzystując długi podpis. W odpowiedzi podziękowałam za uwagę, pozdrowiłam i... przesłałam mu uśmieszek, co jak się okazało również nie jest zachowaniem standardowym. Szybko jednak odpisał chwaląc mnie za wspaniale zredagowane pismo na szkolenie, poprawny styl i gramatykę.
Biedak zapomniał, że w końcu jestem polonistką, w dodatku językoznawcą, o czym nie omieszkałam mu przypomnieć, życząc na koniec pracy miłego wieczoru.
Mówi się, że to kobiety są skomplikowane. Ale ja już sama niewiele z tego rozumiem...
Ciekawe, jaka będzie jego decyzja co do soboty...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz