Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 17 lutego 2011

Babski, czyli zlot czarownic

Wczoraj wieczór skończył się na spontanicznym zlocie czarownic, czyli babskim wieczorze. Ale od początku. Gdy już wreszcie udało mi się zwlec z łóżka, doczłapałam się do mojego mieszkanka. Długo tępo rozglądałam się po pustych pomieszczeniach nie wiedząc za co się zabrać. Z wujkiem, który obiecał mi pomoc w malowaniu kolorowych ścian z "białym paskiem" przy suficie, umówiłam się po 16, ale na wszelki wypadek wolałam być wcześniej. Umyłam kubki, które pozostały z poprzedniego malowania, zabrałam się za sprzątanie łazienki - pierwsze sprzątanie... Jaka była moja radość, gdy kibelek, zlew i prysznic zaczęły lśnić swoją bielą...
Później, żeby się nie nudzić, wpadłam na ambitny pomysł że pomaluję rurki od Junkersa.Kupiłam specjalną farbę do rur, jasnozieloną i zabrałam się do pracy. W łazience, gdzie wszędzie są kafelki, nie spadła mi ani kropla. Jaka to ironia losu, że w przedpokoju, który jest biały i na razie nie będzie malowany, farba zjechała mi akurat na sufit i ścianę...Ale to nic, jak wyschnie zamaluję kilka razy białą i będzie ok :)
Później przyszedł wujek (swoją drogą, dobrze, że są wujkowie, którzy się na tym znają...), który okleił mi taśmą papierową wszystkie ściany na łączeniu z sufitem i kazał delikatnie zamalować to kolorem. Delikatnie dla każdego znaczy coś innego - kilka razy wałek najechał mi na biały sufit, gdzie teraz mam jebitnie zielone plamy, taśma nasiąknęła za dużą ilością farby i zaczęła się wałkować, i ogólnie wszystko poszło zupełnie na odwrót.
Załamana tym wszystkim zorganizowałam babski wieczór z dziewczynami. Czerwone wino w niemałych ilościach, na dolewkę jakaś ziołowa nalewka z barku, do tego chipsy i masa niezdrowego żarcia jakoś pozwoliły mi zapomnieć o spieprzonym suficie i ścianach. Dziś co prawda czuję się trochę jak w swoim świecie (ale korepetycje z Adamem zrobione - a że kilka razy pomyliłam Kordiana z Konradem - życie), ale powoli wracam do rzeczywistości i nastawiam się psychicznie do dwiedzin mojego mieszkanka i sprawdzenia jak bardzo spieprzyłam robotę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz