Łączna liczba wyświetleń

piątek, 18 lutego 2011

Nie może być zbyt pięknie...

Pierwsze zgrzyty. Dobrze żarło i zdechło. Wszystko miałam pięknie zaplanowane, teksty do redakcji nadesłałam na czas, tym samym zyskując kilka dni na remont. Zaplanowałam sobie co drugi dzień korepetycje, co drugi dzień remontowanie i miało być pięknie. Wczoraj poszłam po całym dniu korepetycji pomalować jeszcze kawałek pokoju (bardzo byłam ciekawa jaki kolor będzie miała na ścianie farba, którą sobie wybrałam) a dziś od rana miałam przyjść kończyć resztę. Dodatkowo, gdy wujek przygotowywał mi kuchnię do malowania, okazało się, że mam uszkodzony przewód wentylacyjny, który zamiast wywiewać powietrze, wtłacza mi zimne powietrze i zapachy od sąsiadów. Oprócz tego drzwi w pokoju są źle wkręcone i dolny zawias jest za nisko, w związku z czym drzwi zamyka się na pych. Jakby tego było mało, przedwczoraj wlazł mi do mieszkania starszy facet sięgający mi do biustu, może nawet nie, który zaczął się awanturować jakim prawem ja mam piwnicę z oknem, a on - posiadacz 3 pokoi ma malutką klitkę. Krzyczał coś, że to skandal, że złożył już skargę do ZGM-u, itd.
W każdym razie wszystkie te fakty muszę zgłosić kierownikowi budowy, który urzęduje tam tylko do 14.00. A ja przychodziłam zawsze ok. 16.00, bo wcześniej mam lekcje i inne sprawy, które nie zawsze można przełożyć. Więc postanowiłam sobie, że dzisiaj od rana będę walczyć, zgłaszać usterki, wymieniać zamek w piwnicy żeby nikt mi jej nie zabrał, malować. Przed chwilą ubierałam już kurtkę by wyjść, gdy zadzwonił telefon - Spotykamy się dzisiaj o 11.00 w redakcji, obowiązkowo. Musimy poważnie porozmawiać.
Jak ja nie lubię takich spotkań. Szef, który mieszka 50 km stąd, olewa nas przez 2-3 tygodnie, po czym przyjeżdża żeby nas opieprzać, ze nic nie robimy, że gazeta jest beznadziejna, itd. Później wymyśla plan naprawczy, obiecuje, że codziennie będzie przyjeżdżał, przyjeżdża raz, potem znów nas olewa i tak w kółko Macieju. Miałoby to sens, gdyby spotkania były konkretne i coś by nam dawały, np. ustalanie planu działania na najbliższy tydzień. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie - zaczynają się jałowe dyskusje o polityce, o szkolnictwie, o władzy. I oczywiście mój szef byłby najlepszym burmistrzem, dyrektorem, nauczycielem, ba! nawet lekarzem. Dziwne tylko, że zamiast tego od 7 lat prowadzi gazetę. A może nie dziwne? Może dzięki temu może mieć kontrolę nad wszystkimi stanowiskami? Nieważne. Tak czy inaczej, moje plany poszły w odstawkę. A usterkę zgłoszę najwcześniej w poniedziałek :(
Beznadziejnie jest być na swojej działalności. Wczoraj po południu gdy poszłam malować, dobił mnie trochę fakt, że niektórzy już myli okna, inni już mieli mieszkania gotowe do zamieszkania. A u mnie wciąż wszystko w powijakach. Nie mam silnego męża do pomocy, rodzice też niechcący mnie olali, wyjeżdżając na walentynkową podróż do Rzymu (nie ich wina, nikt nie wiedział, kiedy dostanę klucze), a do tego jeszcze nawet nie mogę wziąć urlopu. Każdy normalny człowiek na czas remontu bierze wolne i szarpie. Ja mam swoją działalność, urlop mi się nie należy. Gdy wzięłam w redakcji tydzień wolnego na ślub siostry, szef odliczył mi 25% wynagrodzenia. A teraz, gdy dojdą mi opłaty, czynsz, nie mogę sobie na takie coś pozwolić. Na zwolnienie też nie mogę pójść, bo nie opłacam składek chorobowych. A do tego jeszcze korepetycje, z których nie mogę zrezygnować, bo przez ferie nie mam płacone za szkołę językową, więc muszę sobie dorobić. Ech, dorosłość wcale nie jest taka wspaniała jak się wszystkim wydaje...Od kilku dni zaczyna mnie to wszystko przytłaczać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz