Łączna liczba wyświetleń

sobota, 12 lutego 2011

pierwsze malowanie

Gdy kilka dni temu odebrałam klucze od mieszkania, serce waliło mi jak oszalałe. Niepewnie otworzyłam drzwi i stanęłam pośrodku pustych ścian, rozglądając się dookoła. Gdy pierwsze oszołomienie minęło, zabrałam się za oklejanie wszystkiego, co tylko możliwe folią ochronną, by przygotować teren do malowania. Co prawda pisałam o przyjaciołach i wspaniałych rodzicach, jednak oni wszyscy są normalnymi ludźmi o normowanym czasie pracy, podczas gdy ja mogę sobie pozwolić na poranne buszowanie w mieszkaniu, a po 14.00 biegnę do pracy i wracam koło 20.00.
Ponieważ nigdy wcześniej nie malowałam, postanowiłam wziąć przykład z Jasia Fasoli i wszystko starannie okleić, począwszy od podłogi a skończywszy na kaloryfarach, oknach, drzwiach, piekarniku. Gdy już cały dom zafoliowałam tak, że nawet gdyby do puszki farby wrzucić petardę i w ten sposób pomalować mieszkanie, nie przyniosłoby to żadnych szkód, stwierdziłam, że dziś mam jeszcze dużo czasu, więc zdążę pomalować sufit w kuchni (ok. 12 m2). Dowiedziałam się od fachowców, że żeby nie było grudek na ścianach i suficie, trzeba farbę emulsyjną rozmieszać z wodą. Do wiaderka z podziałką wlałam więc litr wody, by wlać do niej  3 litry farby (powinno być ok). Zamarłam jednak gdy okazało się, że farba emulsyjna jest tak gęsta, że można ją łyżką nakładać! Tak czy inaczej zaryzykowałam i wrzuciłam tą białą breję do wody, mieszając wielkim pędzlem, co jednak wcale nie pomagało w mieszaniu się składników. Po jakimś czasie jednak farba zaczęła się z wodą mieszać, a z czasem powstała całkiem jednolita masa konsystencji śmietany 12%.
Wspomniani już fachowcy doradzili również, by wszelkie krawędzie przejechać pędzelkiem, a dopiero później wykańczać wałkiem. Wlazłam więc na drabinę i krok po kroku rozpoczęłam malowanie, w myśl zasady "łan kozie ded". Przeraziłam się trochę, że białe ściany pod wpływem mojej farby zrobiły się szare, ze smugami i niejednolicie pokryte (na studiach nie uczyli, że woda wsiąkająca w ścianę sprawia, że ściana zmienia kolor - a szkoda...), ale później przypomniałam sobie jak jakaś laska na jednej z komedii romantycznych też malowała pokój i miała podobny efekt ;)
Sufit poszedł całkiem nieźle. Postanowiłam więc spróbować szczęścia na ścianach. Miała być tylko jedna, na próbę. Tymczasem tak spodobało mi się malowanie, że ani się obejrzałam, aż cała kuchnia była pomalowana. Jakieś było zdziwienie robotników, którzy kończyli remont klatki schodowej, gdy zobaczyli mnie wychodzącą z domu, z farbą na twarzy i włosach - a jak zdzwili się, gdy powiedziałam im, że sama machnęłam kuchnię!
Mam tylko nadzieję, że jutro, gdy pójdę zobaczyć wyschnięty już efekt końcowy, nie będę tak jak oni zdziwiona tym co zobaczę... Jutro kolej na drugi etap: kolor :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz